piątek, 16 sierpnia 2013

Żółta febra

 
    Wczoraj zaszczepiliśmy się z Darkiem na żółtą febrę. Przeczytanie ulotki przed szczepieniem trochę mnie przeraziło (przykładowy cytat "przy tych objawach częste są zgony"), ale starałam się uspokoić i myśleć racjonalnie. Trochę pomógł lekarz, bo zwrócił moje myśli w innym kierunku opowiadając nam o swojej koleżance, która zginęła w wypadku autobusowym w Peru. Dziś rano budzimy się, a Darek pokazuje mi coś, czego nigdy wcześniej u siebie nie zauważył - dziwne żółte plamy na rękach. Zaczynam czytać ulotkę, informacji o takich skutkach ubocznych nie ma, w internecie - też nic. Żółtość skóry to za to jeden z objawów śmiertelnej żółtej febry, na którą się szczepiliśmy. Przerażona dzwonię po wszystkich ośrodkach epidemiologicznych w Polsce w poszukiwaniu kogoś znającego się na rzeczy. Zgodnie każą udać się do lekarza, który wypisywał receptę na szczepionkę, Darek obiecuje mi że pójdzie po pracy.
     W międzyczasie ja dalej szukam odpowiedzi w google (bardzo zły pomysł), jestem już prawie pewna, że to żółta febra, czytam ulotkę gdzie napisane jest, że kontakt szczepionki ze środkami dezynfekującymi może aktywować wirusa a przecież pielęgniarka zdezynfekowała nam skórę przed szczepieniem!!!
     Dzwonię do Darka po raz n-ty żeby sprawdzić jak się czuje, czy żółcieją mu białka oczu i pojawiają się kolejne objawy, a on mówi "Wiesz, te plamy jakoś schodzą, to chyba sos od wczorajszego hamburgera".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz