sobota, 7 września 2013

W drodze z Amazonii

Pewnie jestescie ciekawi, czy dotarlismy do Paracas. Po 24 zamiast 8 godzinach na lodzi, rewolucjach na gorskich drogach i udanej rezerwacji lotu myslelismy ze nic nic nam nie straszne...ale. Krytyczne okazalo sie dostanie z lotniska w Limie do dworca autobusowego w 60 minut. Zaczelo sie spokojnie - wyladowalismy 5 min przed czasem, czyli o 20:55, ale...gdy juz zgasla sygnalizacja zapiac pasy i tlum zwawo ruszyl do drzwi okazalo sie ze jest problem z podlaczeniem rekawa wyjsciowego: 1 min, 2 min, 3 min, kazda ciagnie sie nam w nieskoczonosc. Do odjazdu autobusu zostalo 60,59,w koncu 55min. O.K., udalo sie podpiac rekaw. Kasia biegnie zlapac taxi, a ja zajmuje najlepsze miejsce przy tasmie z bagazami. I znow zaczyna sie niezle - Kasi plecak wyjezdza jako trzeci, ale po moim ani sladu. Walizki, torby, siatki (Peruwianczycy takze cenia lubiane u nas na bazarach kraciane torby, szczegolnie jako bagaz samolotowy), wszystkie odmiany i kolory procz mojego, tracimy kolejne minuty. W koncu wyjechal - chyba jako ostatni.

Pedze do wyjscia, jest okolo 21:20. Kasia zarezerwowala taksowke w pewnej i drozszej niz inne firmie polecanej przez przewodniki i lotnisko - tym razem nie mamy czasu na negocjacje- ma byc szybko! 21:26 siedzimy w wyjatkowo nowym samochodzie pewni swego. No i zaczelo sie najgorsze. Tydzien temu w Limie w 25 minut na lotnisko, w najwiekszym natezeniu ruchu, za polowe ceny dowiozl nas staruszek w starym Tico ktory mowil o sobie "Crazy Lima Taxi Driver". Niestet ten elegancki pan w garniturze nie byl ani troche "crazy". Juz chyba wiemy dlaczego ta firma jest popularna wsrod turystow "z zachodu" - byl to pierwszy taksowkarz ktorego tu spotkalismy ktory zapial pasy i niestety! wcale nie przekraczal predkosci, spokojnie ruszal na swiatlach, zawsze zatrzymywal sie na zoltym a raz nawet przepuscil pieszych! Gorzej trafic nie mogliscy. Jedziemy przez cala Lime, facet rzadko zmienia pas i flegmatycznie manewruje doprowadzajac nas do szalu. 21:45, 21:50, 21:55, 21:57, 21:59 - widzimy dworzec! 22:00 Kasia biegnie rzucic sie pod autobus, ja zbieram bagaze i ku wielkiemu zdziwieniu taksowkarza nie zostawiam napiwku. Zdazylismy temu, ze autobus nie ruszyl punktualnie, udalo sie!

Swoja droga autokar okazal sie bardzo komfortowy, na pokladzie picie i jedzenie jak w samolocie. O 2:10 wyladowalismy pod zamknietym na cztery spusty hostelem w Paracas. Po 5 minutach dobijania wychylil sie zaspany i wyraznie niezadowolony gospodarz informujac ze nie ma pokoju ktory rezerwowailismy ...strach w oczach - smiac sie czy plakac?. Na szczescie nipewnosc trwala tylko pare chwil. Za doplata paru soli dostajemy pokoj w lepszym standarcie czyli z lazienka :)

Podsumowujac: 44 godziny podrozy - 8 srodkow transportu (lodz, mototaxi, colectivo, mototaxi, samolot, taxi, autobus, taxi)  i jestesmy na miejscu!