niedziela, 22 września 2013

Machu Picchu, czyli tam i z powrotem

Tym razem zacznę od zwrócenia Wam uwagi. Parę postów temu dośc wyraźnie prosiliśmy o trzymanie kciuków za pogodę na Machu Picchu. Z przykrością stwierdzam, że kciuki albo były trzymane słabo, albo niedokładnie, albo ktoś w ogóle zlekceważył naszą prośbę. Ale o tym jak przemokliśmy do suchej nitki będzie później.

Zgodnie z planem u bram MP byliśmy tuż po piątej rano. Pierwszy etap wejścia to godzinne podejście po stromych kamiennych schodach o sredniej wysokosci 50cm. Popadujacy deszcz nie pomaga. Masakra jak na 5 rano, ale idziemy dzielnie i po 75 min docieramy do bram. Tam już mały tłok, bo turystom ktorzy wybieraja podjaz autobusem udaje sie nas wyprzedzic.

Nasz bilet obejmuje też wejście na górę Wayna Picchu z której podobno jest najlepszy widok na cale MP. Idziemy tam w pierwszej kolejności (Kasi udaje się zmienic rezerwację wejścia z godziny 10 na 7). Kolejne 60 albo i 90 min wspinaczki i docieramy do szczytu z którego rozpościera się wspaniały widok na chmury. Wszystko w mleku! Widoczność siąga 30 m, a Machu jest jakieś 300 m pod nami...Na szczęście na szczycie decydujemy sie na przerwe i po chwili zaczyna się przejaśniać a nam ukazuje nam się wspaniały widok na dolinę przez która przepływaja obłoki. Było warto!
O samym Machu Picchu nie będę tutaj pisał, bo każdy może otworzyć encyklopedię (nawet taką papierową!). Miasteczko jest przepiękne, wspaniale położone a precyzja wykonania i zmyślność wielu budowli wprowadziłaby w zakłopotanie nie tylko budowniczych naszych autostrad (bardziej odpowiadala by im zapewne dlugosci robot, bo Machu Picchu budowano okolo 50 lat) . Wszystko co wiemy o MP to jednak domysły. Do miejsca  tego nie dotarli konkwistadorzy z Hiszpani, a po Inkach nie zostały żadne zapisy (ich pismo węzełowe w dalszym ciągu jest nierozszyfrowane).

Zwiedzanie całości zajmuje nam trochę więcej niż planowaliśmy, ale każda minuta była tego warta. Odległości są duże, więc decydujemy się iść na pociąg zamiast wracać 11 km wzdłuż torów. Niestety okazuje się, że na drogę do dworca tylko tracimy 45 min - biletów na dziś już nie ma... swoja drogą bardzo dziwne że w kraju w którym nikt nie zapina pasów, a w 15 osobowym busie jeździ 30 ludzi, 2 świnie i 5 kur na pociąg są tylko miejscówki...

Powrót wzdłuż torów oznacza niestety, że nie zdążymy na busa którym mieliśmy wracać. Gdyby było słonecznie a temperatura byłaby przyjazna to byłby to miły, choć długi spacer. Niestety tutaj zawiedliście Wy. Nietrzymane za pogodę kciuki uwolniły z chmur niewyobrażalne ilości wody które zrobiły z nas dwie mokre kury.

Na szczęście przemysł transportowy na końcu lini kolejowej działa sprawnie o każdej porze i tylko czeka na takich jak my. Bez problemu bierzemy colectivo (coś jak taxi) do miasteczka Santa Teresa, potem drugie colectivo do Santa Maria i w końcu minivanaem do Cusco docieramy  około 23. W sumie maszerowaliśmy dziś 11h, ale to ostatna taka wycieczka na tej wyprawie. Mimo utrudnien byl to wspanialy dzien!

Dolina jeszcze w chmurach przed switem (okolo 5:45)
Widok na okoliczne wzgorza.
klasyczne pocztowkowe Machu Picchu


na Wayna Picchu

"Mleko" na Wayna Picchu