czwartek, 29 sierpnia 2013

W drodze do dzungli

Dzis dzien spedzony w drodze. Jeszcze nie w pelni przestawilismy sie na tutejszy czas wiec wstalismy o bardzo nienaturalnej dla nas w wakacje porze - okolo 7 rano (wliczajac przesuniecie czasowe to 14). Oczywiscie zeby nie bylo za latwo to pani recepcjonistka nie zrozumiala ze ma nam zamowic taxi na 10:30, wiec bylo troche stresu. Na szczescie taksowkarz sprawnie poruszal sie omijajac korki Limy. Taksowkarz byl bardzo rozmowny i lubil Polakow. Jak mowil, Polacy podrozujacy po Peru to glownie backpackerzy zostawiajacy pieniadze nie w drogich hotelach i restauracjach, ale ludziom na ulicy, co bardzo go cieszylo.
Lot do Tarapoto (na polnoc od Limy) ku naszemu milemu zaskoczeniu odbyl sie w europejskim standardzie, o Europie moglismy juz jednak zapomniec w Tarapoto. Motor z przyczepka (czyli mototaxi) zabral nas do punktu wyjazdowego do Yurimaguas gdzie mialy czekac tzw. collectivos- prywatne pojazdy zbierajace ludzi, popularna tu metoda transportu. Myslelismy ze beda to busiki, okazalo sie jednak ze sa to po prostu elitarne jednostki ludzi posiadajacych sprowadzone z USA pol wraki, pol samochody.
Cena dojazdu do Yurimaguas miala wynosic 20 soli za osobe (ok 25zl), ale okazalo sie ze cena obowiazuje gdy samochod jest pelny - dla nas koszt to 40. Gdy zrezygnowalismy i zaczelismy odjezdzac nagle w jakis cudowny sposob znalazly sie dwie dodatkowe osoby i cena wrocila do 20 :)

Droga - okolo 120km w 25 letiej toyocie z przebiegiem 590tys mil w 5 osob byla pelna wrazen. Na jednym z pierwszych gorskich zakretow kierowca potracil kure (co niezmiernie go ubawilo), dalej przekraczal wiec predkosc i trabil na kazdym zakrecie. Gdy droga zaczela bardziej zakrecac zapial pasy i kazal to zrobic Indiance siedzacej obok niego (nasze miejsca na tylnej kanapie byly tego akurat dobrodziejstwa pozbawione). Indianka swoja droga nie wiedziala napierw jak pasy sie zapina wiec miedzy zakretami kierowca jej pomogl. No a pozniej juz bylo coraz lepiej:
droga kreta jak swinski ogon, Indianka zaczela wymiotowac, kierowca zeby tego nie sluchac zaczal podglasniac trzeszczace radio, Toyota wyla w nieboglosy na kolejnych podjazdach i zjazdach, wszystkie otwarte okna robily potworny przeciag i gdy juz wszystko sie uspokajalo to Indianka znow wymiotowala i tak w kolko przez pierwsze poltorej godziny jazdy.

Na szczescie do Yurimaguas dotarlismy szczesliwie i agencja u ktorej zarezerwowalismy wyprawe do dzungli naprawde istnieje a w dodatku wydaje sie bardzo godna zaufania.

Tak wiec jutro wsiadamy na statek do Lagunas i ruszamy na Amazonke - przez jakies 5 dni poza zasiegiem jakiejkolwiek sieci! aha - info dla tych co sie o nas martwia - nasza mala wycieczka bedzie miala jakis kontakt - chyba telefon satelitarny - do siedziby glownej agencji.

Damy znac po wyjsciu z dziczy!

środa, 28 sierpnia 2013

Lima

Lima powitala nas bardzo przyjaznie - az dwoma taksowkarzami radosnie czekajacymi na nas na lotnisku, jednego z imieniem Darka, drugiego z moim. Taksowkarze poklocili sie lekko o to, ktory ma nas zabrac ale po telefonie do hostelu wyjasnilo sie, ze wygrywa starszy, ktory tez bezpiecznie dowiozl nas do hostelu. Taksowki peruwianskie charakteryzuja sie tym, ze maja minimum 25 lat, 600 tysiecy km przebiegu i brak pasow, ale mili taksowkarze nadrabiaja za ewentualne braki w autach.

Miasto jest bardzo ciekawe, bogato zdobione barokowe kolonialne budowle ktore, choc zniszczone przez wiele trzesien ziemi, ktore tedy przeszly i ponownie odbudowywane, robia ogromne wrazenie. Centrum w dzien jest bezpieczne, pilnuje go duzo policji. Zabytkowe centrum jest niewielkie, w sam raz do zwiedzenia w 1 dzien, choc dwa muzea zostaly nam do zwiedzenia na nastepny raz w Limie. Bardzo ciekawa byla wystawa archeologiczna w Banku Centralnym, pokazujaca sztuke Inkow i innych wazniejszych plemion, ktore istnialy na terenie Peru (i chyba odkrylam kto zainspirowal Picassa!)

Wieczorem spotkalismy sie z Jitka, Czeszka ktora od kilku miesiecy mieszka w Peru. Jitka spotkala sie z nami wieczorem na drinka (najslynniejszy peruwianski napoj pisco sour wypilismy w restauracji, gdzie zostal wynaleziony) i sporo nam o Peru i Limie opowiedziala, dzieki niej wiemy ktorymi ulicami i autobusami poruszac sie, zeby bylo bezpiecznie i co jeszcze warto zwiedzic, dlatego bardzo cieszymy sie juz na nastepny pobyt w Limie.
na tle Limy


ceramika plemienia Wari - ok. 1000 rok




Nasz hostel w Limie (Hotel Espana) jest przepiekny, jak widac na zdjeciach. W Europie jednak taka perelka bylaby co najmniej niewielka galeria sztuki, czy bardzo luksusowa restauracja. Tu wnetrza sa zakurzone, zaniedbane i brudne, piekne obrazy wisza dosc zapomniane i niepodziwiane przez nikogo, a sprzataczki dziwily sie, ze z zaciekawieniem ogladam obrazy, rzezby i meble. Po hostelu chodza pawie (i zolw) i pomiedzy XIX wiecznymi krzeslami a schodami sklada jaja. Jest to jednak fantastyczne miejsce, zeby zaczac podroz po Peru.

Droga do Peru

Nasza droga do Limy trwala 2 dni, przez Madryt i Atlante. W Madrycie mielimy pol dnia zwiedzania, przespacerowalismy sie tylko po miescie i zjedlismy pyszne bocadillos z szynka i chorizo. Na szczescie nasz hostel okazal sie faktycznie istniec, wiec calkiem wyspani o 7 rano we wtorek rozpoczelismy dluga droge, 24 godziny w podrozy, 2 loty po 9,5 i 6,5 godziny, z lekkimi (wg Darka) turbulencjami. W Atlancie tym razem mielismy tylko czas na lotnisku, mamy nadzieje zwiedzic ja w drodze powrotnej. 
Madryt



Madryt

lotnisko w Atlancie

wiezowce (kilka wiezowcow) Atlanty w tle


piątek, 23 sierpnia 2013

A plan wycieczki wygląda tak:



26.08 - Gdańsk - Madryt (Chwilka zwiedzania Madrytu i nocleg. Nocleg będzie jeśli zarezerwowany przez nas hostel naprawdę istnieje, bo był tak tani że jesteśmy przygotowani na najgorsze ;-) )

27.08. Madryt - Atlanta - Lima

29.08 - lot do Tarapoto, transport do Yurimaguas - północ Peru, Amazonia

30.08.- cały dzień na statku do Lagunas, nocleg w Lagunas - jeszcze bardziej na północ Peru

31.08 - rozpoczęcie przygody w dżungli!

DŻUNGLAAA - Szansa na: piranie, kajmany, leniwce. Gwarantowane: komary, muchy, muszki, węże

3.09. zakończenie przygody w dżungli

4.09.Wsiadamy na łódź do Iquitos (jeśli będzie odpływać, bo jak się dowiedzieliśmy "łódź raczej zwykle płynie codziennie")

6.09 Iquitos - miasto w środku dżunglii

09.09 - samolotem do Limy, autobusem do Paracas - wybrzeże, wyspy, parki narodowe

11.09 - Arequipa - miasto u podnóża gór, wycieczka do mega-giga-kanionu. Szansa na: kondory. Gwarantowane: wielka dziura

15.09 - autobus do okolic jeziora Tititaca.  Szansa na: pływające trzcinowe wyspy. Gwarantowane: choroba wysokościowa :-)

17.09 - Cusco - dawna stolica Inków. Szansa na: poznanie i zgłębienie kultury Inków. Gwarantowane: ziiiimnoooooo (nawet 0 stopni!)

19.09 - Machu Picchu-u-uuu!!!

20.09-25.09 Krótsze i dłuższe pobyty w: Cusco-Lima-Atlanta-Madryt-Frankfurt. Szansa na: zwiedzanie Atlanty i Frankfurtu. Gwarantowane: ...

piątek, 16 sierpnia 2013

Żółta febra

 
    Wczoraj zaszczepiliśmy się z Darkiem na żółtą febrę. Przeczytanie ulotki przed szczepieniem trochę mnie przeraziło (przykładowy cytat "przy tych objawach częste są zgony"), ale starałam się uspokoić i myśleć racjonalnie. Trochę pomógł lekarz, bo zwrócił moje myśli w innym kierunku opowiadając nam o swojej koleżance, która zginęła w wypadku autobusowym w Peru. Dziś rano budzimy się, a Darek pokazuje mi coś, czego nigdy wcześniej u siebie nie zauważył - dziwne żółte plamy na rękach. Zaczynam czytać ulotkę, informacji o takich skutkach ubocznych nie ma, w internecie - też nic. Żółtość skóry to za to jeden z objawów śmiertelnej żółtej febry, na którą się szczepiliśmy. Przerażona dzwonię po wszystkich ośrodkach epidemiologicznych w Polsce w poszukiwaniu kogoś znającego się na rzeczy. Zgodnie każą udać się do lekarza, który wypisywał receptę na szczepionkę, Darek obiecuje mi że pójdzie po pracy.
     W międzyczasie ja dalej szukam odpowiedzi w google (bardzo zły pomysł), jestem już prawie pewna, że to żółta febra, czytam ulotkę gdzie napisane jest, że kontakt szczepionki ze środkami dezynfekującymi może aktywować wirusa a przecież pielęgniarka zdezynfekowała nam skórę przed szczepieniem!!!
     Dzwonię do Darka po raz n-ty żeby sprawdzić jak się czuje, czy żółcieją mu białka oczu i pojawiają się kolejne objawy, a on mówi "Wiesz, te plamy jakoś schodzą, to chyba sos od wczorajszego hamburgera".

piątek, 9 sierpnia 2013

Jedziemy do Peru!

A więc - jedziemy! Już za tydzień będziemy w sercu amazońskiej dżungli!

Mieliśmy sporo czasu i czujemy się bardzo dobrze przygotowani. Zagrożeniami, których podobno jest mnóstwo i wszystkie je znamy, postanowiliśmy się po prostu nie przejmować, bo gdy ja (Kasia) zaczynam o tym intensywniej myśleć, robi mi się odrobinę słabo.

Najbardziej cieszymy się chyba na zwiedzanie dżungli z przewodnikiem (Indianinem nie mówiącym po angielsku!) - 4 dni wycieczki zaraz na początku naszej wyprawy, ale aż 2 całe dni dojazdu z Limy pomimo przelotu części drogi samolotem.
Podekscytowani jesteśmy też na myśl o kuchni peruwiańskiej - czekają nas podobno pieczone świnki morskie, sok z żaby, herbata i cukierki z koki...Myślę, że spróbowanie najgorszej na świecie rzeczy do zjedzenia/wypicia w życiu mamy już za sobą (była to wietnamska nalewka na zdechłej kobrze) tak więc nastawieni jesteśmy na próbowanie wszystkiego, co będą jeść tubylcy.