Dojechalismy do Arequipy w 12 godzin bardzo przyjemnym autokarem z obsluga jak w samolocie - kolacja, sniadanie, filmy, poduszki i koce oraz siedzenia rozkladane prawie do pozycji poziomej. Niestety, chwilowo zostalam sama na polu bitwy, Darka zmogl odpowiednik "zemsty faraona", czyli chyba zemsta Inkow - a przyznajmy ze jest za co sie mscic - i spi. Wiec zanioslam ciuchy do pralni (beda na dzis!), zrobilam male zakupy i mam czas na uzupelnienie wiesci z poprzednich dni.
Super zdjęcia, żebrzący pelikan daje radę :-)
OdpowiedzUsuńKochani, piękne są Wasze zdjęcia i opisy. Pozdrawiamy gorąco rodzice
OdpowiedzUsuńDziekujemy i do zobaczenia niedlugo!
OdpowiedzUsuń